Działaj szybko. Nikt nie będzie czekał aż podejmiesz decyzje o zmianie.

Marketing w kryzysie

Świat, który znamy się zmienił.

Im szybciej to zrozumiemy tym szybciej poradzimy sobie z kryzysem.

Kryzysowe sytuacje wymagają nieszablonowych reakcji. Nawet jeśli jeszcze miesiąc temu miałeś świetnie prosperujący biznes stacjonarny, a Twój sklep lub zakład odwiedzało bardzo wiele osób teraz możesz stanąć przed wizja bankructwa lub też bardzo mocnej redukcji pracowników.  Pamiętajmy jednak, że kryzysy na różną skalę zdarzają się i zdarzać będą. Jedni na tym zyskają jedni stracą. Co jeśli jednak należysz do tej drugiej grupy? Czy możesz coś zrobić?

Jedno jest pewne. Musisz działać szybko i bardzo mocno wczuć się w swoich klientów. Ich potrzeby i nawyki, a przede wszystkim aktualne lęki powinny być dla Ciebie najlepszym drogowskazem.  To straszne, że w trakcie trwania kryzysu z 2008 roku co trzecia firma nie podjęła dosłownie żadnych kroków w celu poprawy sytuacji w swojej firmie a te które już zostały w jakiś sposób podjęte, głównie oparły się na cięciu kosztów i inwestycji. Popatrz teraz na swoją działalność i zastanów się co zrobiłeś/aś przez ostatnie tygodnie kwarantanny i w którym miejscu teraz jesteś.

Obecny kryzys może być katalizatorem zmian na lepsze w twoim przedsiębiorstwie. Może okazać się, że  procesy lub procedury, które są krytyczne z punktu widzenia ciągłości biznesu, nie przystają do okoliczności. Może są obszary, w których z pełną wiedzą nie dokonywano ulepszeń, licząc że „jakoś to będzie”, co w ostatecznym rachunku się zemściło.

-źródło – www.navigatorcapital.pl

SKLEP INTERNETOWY – RYZYKOWNY WYDATEK, CZY KONIECZNOŚĆ W DOBIE PANDEMII

Czy zdajecie sobie sprawę, że według badań e-izba.pl aż 37% badanych uważa formę zakupów online za bezpieczniejszą, a wśród osób, które zrobiły zapasy w Internecie, ten odsetek wyniósł aż 70%. Wiele firm przeżywa teraz załamanie, a często ono wynika z niechęci do zmian. Często być albo nie być zależy od stopnia udziału firmy w sprzedaży e-commerce. Już na samym początku pandemii COVID -19 odnotowany wzrost wysyłek ze sklepów online dla takich branż jak zoologia, leki bez recepty i suplementy oraz e-grocery. Dlaczego tak jest?

Nie straciliśmy odruchów zakupowych. Kupujemy emocjami, aktualnie najbezpieczniejsza formą zakupową jest właśnie ta online. Jeśli przed wirusem handel e-commerce nieustannie rósł w siłę to aktualnie stał się absolutnym liderem i sądzimy, że tak już zostanie.

Skutki obecnego kryzysu odczujemy wszyscy, ale to właśnie e-commerce oraz firmy z ekosystemu tzw. handlu online, mogą przejść przez obecne wydarzenia „najsuchszą nogą”. – pisze Mateusz Pycia – Założyciel i CEO Globkurier.pl

Podpowiedź: Nie zwlekaj z podjęciem decyzji odnośnie swojego sklepu internetowego. Wybierz stabilną platformę aby nie zniechęcić swoich klientów do brzydkiego wyglądu lubi niedziałających podstron.

MARTKERING W DOBIE KRYZYSU

Wiele firm na czas koronawirusa porzuca działania marketingowe w ramach cięć kosztów. Zastanówmy się czy jest to rozsądna decyzja. I tak i nie. Pewne działania, które nie do końca trafiają w oczekiwania aktualne klientów powinny zostać zredukowane. Nie można natomiast pozwolić na to aby odbiorca o firmie zapomniał. To pierwszy krok który prowadzi do absolutnego upadku. Musimy dać cień szansy swoim klientom na zauważenie nas. Klient podobnie jak w czasach przed Pandemią wybierze firmę, którą zwyczajnie w świecie zna. Wyjątkiem nie są tu firmy, które z powodu koronawirusa musiały zostać zamknięte! One również musza być aktywne i cyklicznie przypominać o swoim istnieniu swoim odbiorcom.

Podpowiedź: Pokazuj klientom jak przestrzegasz wytyczne przekazane przez Rząd i WHO. Pokazuj jak zabezpieczasz przesyłki oraz wymyślaj ciekawe akcje związane z akcją #ZostańwDomu. Przykładowo jeśli jesteś fryzjerem, a zapotrzebowanie po koronawirusie po zakończeniu kwarantanny będzie duże możesz ogłosić możliwość zapisania się „do kolejki” gdy już będzie działalność otwarta. Wpłata aby w tej kolejce się znaleźć musi wynieść 50%. Działaj!

DZIAŁAJ SZYBKO, ALE MĄDRZE

Jeśli czujesz, że dzięki sprzedaży online możesz trafić do szerszej grupy odbiorców i sprzedawać więcej oraz bezpieczniej to nie wahaj się ani przez chwilę! Teraz jest czas na szybkie reakcje i działania. Im dalej w kryzys tym budżet może być bardziej ograniczony, a co za tym idzie pole do działaj znacznie bardziej zawężone. Działaj!

Google Analytics dla e-commerce. Poznaj najważniejsze raporty

Analytics dla ecommerce cover

Google Analytics to darmowe narzędzie, które oferuje szereg statystyk i danych, dotyczących sprzedaży online. Jeśli prowadzisz sklep internetowy koniecznie dowiedz się więcej o module e-commerce, w którym znajdziesz raporty z dokładną analizą skuteczności swojego e-biznesu.

Jak wdrożyć moduł e-commerce?

Trzeba pamiętać, że moduł e-commerce wymaga dodatkowego wdrożenia i nie jest domyślnie dostępny na koncie Google Analytics. Warto tu skorzystać z pomocy programisty, ponieważ konieczna będzie ingerencja w kod strony oraz otagowanie produktów w momencie ustawiania wybranych produktów.

Raport konwersji – do czego może Ci się przydać?

Ten raport nie jest zarezerwowany wyłącznie dla e-sklepów. Z powodzeniem mogą z niego korzystać strony internetowe, które mają ustawiony cel (np. wysłanie formularza kontaktowego, zapisanie się do newslettera). Raport konwersji może na przykład zgromadzić dane na temat użytkowników odwiedzających Twoją stronę, a także prześledzić liczbę otrzymanych zapytań ofertowych.

Prócz konwersji głównej, odnoszącej się do sprzedaży, warto przeanalizować także mikro konwersje. Mikro konwersje to mniejsze cele, które pojawiają się na drodze do zakupu. Dzięki ich ustawieniu, dowiesz się, na jakim etapie klient zrezygnował z finalizacji transkacji. Mikro konwersją mogą być na przykład:

  • odtworzenia wideo
  • wejścia na kartę produktową
  • pobrania katalogu produktów

Pamiętaj, że warto wybrać takie mikro cele, które są zgodne z obraną strategią i przewidywanym zachowaniem potencjalnych klientów.

Jeśli nie zdecydowałeś jeszcze, co może być Twoja konwersją, możesz skorzystać z propozycji, jakie oferuje Google Analytics w panelu administracyjnym. Jeśli w proponowanych celach w raporcie konwersji nie znajdziesz nic dla siebie, możesz ustawić cele niestandardowe. Limit to 20 celów w jednym raporcie. Warto także przetestować różne konfiguracje w raporcie, włączając lub wyłączając poszczególne cele.

Analytics dla ecommerce

Sprawdź, jak zachowują się użytkownicy Twojego e-sklepu

Zachowania użytkowników to kolejny element, który możesz przeanalizować w raporcie konwersji. Aby dowiedzieć się więcej o procesie zakupu zbadaj dwa raporty:

  • raport ścieżek konwersji
  • raport przepływu celów

Dzięki nim zdiagnozujesz etap na ścieżce konwersji, na którym tracisz najwięcej klientów.

Analytics dla ecommerce

Aby wygenerować raport ścieżek konwersji w panelu administracyjnym GA dodaj kolejne kroki ścieżki w postaci docelowego adresu URL. Trzeba jednak pamiętać, że działanie to nie do końca pokazuje rzeczywiste zachowania użytkowników, a bardziej Twoją wizję na ten temat. System zbierania danych na ścieżce nie uwzględnia odchyleń od normy. Niestety taka ścieżka nie daje możliwości analizy niestandardowego przebiegu ruchu takiego jak: cofnięcie się do poprzedniego kroku, a potem kontynuowanie zakupu na ścieżce.

Wygenerowana ścieżka znajdzie zastosowanie nie tylko na sklepach, ale także stronach. Sam decydujesz, co ma ona przedstawiać. Nie musi dotyczyć procesu zakupowego, a na przykład pierwszej interakcji użytkownika ze stroną. Zauważ, że pokazuje ona wyłączenie konwersje w formie stron docelowych, a więc nie nadaje się ona do analizy zdarzeń.

Inaczej wygląda sprawa z raportem przepływu celów. Tutaj bez problemu przeanalizujemy nietypowe zachowania użytkowników w sklepie. Zachowania takie jak: porzucenie koszyka,  cofnięcie się do poprzedniego kroku, czy wybór innej drogi do finalizacji transakcji, pomogą Ci sprawdzić efektywność Twojej strony pod kątem pozyskanych/ niepozyskanych konwersji. Dodatkowo zweryfikujesz, czy Twoja wizja zoptymalizowanej ścieżki klienta zdała egzamin w rzeczywistości. Raport przepływu celów wskaże Ci problemy i nieprawidłowości w sklepie, które uniemożliwiają klientom dokończenie transakcji.

Raporty e-commerce i ich zawartość

Zawartość raportów e-commerce pozwala skutecznie przeanalizować sprzedaż. Pierwszy raport jest podsumowaniem statystyk z przychodami, współczynnika konwersji oraz transakcji (w tym średniej wartości zamówienia).

Analytics dla ecommerce

Wedle potrzeby wszystkie dane możesz dowolnie ze sobą zestawiać wykorzystując oś czas. Zwróć uwagę, ze współczynnik konwersji jest tu rozumiany jako odsetek sesji zakończonych kupnem, a nie odsetek klientów, którzy sfinalizowali transakcję. Różnica jest tutaj bardzo znacząca, ponieważ jeden klient jest w stanie wygenerować kilka sesji. Tzw. „puste” sesje obniżają współczynnik konwersji.

Przykład: Twój sklep internetowy odwiedzają dwie osoby, które łącznie wygenerowały trzy sesje i tylko jeden zakup. Współczynnik konwersji w takim przypadku będzie wynosił 30%. Inna sytuacja jest w momencie, gdy mamy wygenerowanych 10 sesji przez dwie osoby i tylko dwa zakupy. Wtedy współczynnik konwersji wynosi 20%. Widzimy, że współczynnik konwersji zmalał, mimo, że liczba zakończonych transakcji jest taka sama.

Kilka słów o raportach skuteczności

Raporty e-commerce dają możliwość zmierzenia skuteczności sprzedaży, produktu lub grupy produktów. W raporcie skuteczności sprzedaży znajdziesz zestawienie przychodów i kosztów dla każdej transakcji. Na osi czasu zobaczysz zmiany w sprzedaży, jakie pojawiły się w danym okresie. Dzięki zastosowaniu segmentów w tym raporcie możesz sprawdzić także zależności między przychodami a ruchem z różnych urządzeń, czy źródeł.

Analytics dla ecommerce

Warto tu także wspomnieć o raporcie skuteczności dla konkretnego produktu. Zwróć uwagę na wskaźnik „Unikalne zakupy”, który pokazuje liczbę zakupów, w których zawarty jest dany produkt. Wskaźnik ten niestety nie uwzględnia liczby danego produktu na transakcję. Dlatego, aby zbadać liczbę zakupionych sztuk produktu w pojedynczej transakcji, wystarczy wykorzystać kolumnę „Ilość”.

Czy raporty e-commerce Google Analytics są dla Ciebie?

Raporty, jakie udostępnia Google Analytics dla sklepów internetowych mogą być wykorzystanie zarówno na poziomie podstawowym, jak i bardziej zaawansowanym. Wszystko zależy od tego, jak głęboko chcesz wejść w analizę danych. Powyżej omówione zostały tylko niektóre z wielu możliwości, jakie daje moduł e-commerce.

Z pewnością analizę raportów Google Analytics warto wdrożyć w swoje działania w e-biznesie.  Dzięki nim poznasz lepiej zachowania swoich użytkowników i wyeliminujesz ewentualne błędy, wpływające na efektywność sprzedaży.

Autor: Anna Zalewska, widoczni.com

JAK ZMIENIĆ STRONĘ W APLIKACJĘ MOBILNĄ – TO JUŻ NIE KAPRYS O PRZYSZŁOŚĆ

PWA

Tak bardzo inaczej.

Świat się zmienia. Jeszcze 10 lat temu podczas projektowania stron internetowych nikt nie zastanawiał się jak powinna ona wyglądać na smartphonach czy tabletach. Zwyczajnie nie było to tak palącym problemem jak dzisiaj. I tak oto w 2018 roku ruch generowany w stronach www przez urządzenia mobilne był większy niż na pozostałych urządzeniach typu desktopy i laptopy. To przełom, który nie może zostać pominięty przez żadną agencję ani tym bardziej właściciela witryny. Technologia poszła jedna jeszcze trochę dalej. Świat developerów stworzył coś, co całkowicie zmienia zasady gry. Coś co za kilka lat będzie absolutnym standardem.

A co jeśli Wam powiem, że Wasza strona internetowa może działać jak aplikacja mobilna. Dodatkowo będzie kompatybilna ze wszystkimi systemami takimi jak Windows, IOS, Android. Brzmi niewiarygodnie? Przedstawiamy więc Tobie drogi czytelniku Progressive Web Application  (PWA).

Jak to działa w praktyce.

Progressive Web App to aplikacja internetowa, która wykorzystuje nowoczesne możliwości sieciowe, aby zapewnić użytkownikom wrażenia podobne do dedykowanej aplikacji mobilnej. Te aplikacje muszą spełniać określone wymagania, są wdrażane na serwery, dostępne za pośrednictwem adresów URL i indeksowane przez wyszukiwarki.

Najprościej mówiąc PWA jest to najnowszy trend w tworzeniu stron internetowych, który już powoli staje się standardem na skalę światową. Jest to aplikacja internetowa, która imituje aplikację mobilną. Oczywiście strona musi spełnić kilka ważnych warunków aby PWA prawidłowo działało takich jak pełna responsywność, szybki czas wczytywania, czy obsługa HTTPS.

Co dla nas osobiście jest prawdziwym hitem to to, że URL strony może ładować się nawet gdy urządzenie jest offline. Tak, dobrze przeczytaliście. PWA korzysta z tzw „service workers”, dzięki czemu jest w stanie zachować część strony i uruchamiać je na telefonach klientów niezależnie od połączenia. Warunkiem jest to aby klient już wcześniej przeglądał tą stronę.

No i w końcu Progressive Web App daje klientowi możliwość zapisania strony jako skrót na telefonie klienta. Będzie miał Twą stronę cały czas pod ręką aby w dowolnym momencie móc ją otworzyć i sprawdzić stosowne informacje lub skontaktować się z Twoimi doradcami.

Chcecie przykłady? Warto je podać.

Według Google, korzyści z wykorzystania PWA przez firmę AliExpress są następujące:

104% wzrost w konwersji we wszystkich przeglądarkach (82% dla iOS)

Dwukrotnie wiecej odwiedzonych stron na jedną sesję we wszystkich przeglądarkach

74% dłuższy czas spędzony w serwisie na jedną sesję we wszystkich przeglądarkach

Jeśli ten wpis Cię zainteresował to śmiało. Napisz do nas. Stworzymy Twoją stronę wedle najnowszej technologii PWA!

PIM zamów

PIM

System PIM

Ok. Porozmawiajmy o tym czego potrzebujesz Ty i Twój klient.

Ty z pewnością fantastycznych wyników sprzedażowych. To oczywiste. Natomiast Twój klient doprecyzowanych informacji o produkcie i mocniejszych doświadczeń z nim związanych. Tylko połączenie tych dwóch rzeczy Tworzy prawdziwa harmonię.

Wiedziałeś o tym, że ponad 20% klientów chętniej kupowało by dany produkt gdyby miało więcej o nim informacji? ( Raport e-commerce przeprowadzony przez Gemius)

Na rynku IT co i rusz pojawiają się nowości, które w mniejszy lub większy sposób rewolucjonizują branżę. Kiedyś był to CRM, który do dziś święci sukcesy w firmach na całym świecie. Umiłowali go sobie zwłaszcza menadżerowie i działy sprzedaży. Wprowadzenie na rynek WMS z kolei zrewolucjonizowało zarządzanie magazynami. Jednakże to co w tym artykule chciałbym bliżej opisać to coś co łączy wszystkie te technologie w jedno. Prawie jak słynny pierścień z trylogii Tolkiena. Cóż to bardzo dobre porównanie. Tak więc jeśli jesteś właścicielem sklepu internetowego to ten wpis po prostu musisz przeczytać do końca.

Czym jest PIM.

W pierwszej kolejności rozszyfrujmy ten tajemniczy skrót. PIM, czyli Product Information Management to jak nazwa wskazuje system zarzadzania informacją produktową… czyli co?

Informacja produktowa to wszystkie informacje jakimi możesz opisać produkt. Będą to m.in.:

  • Zdjęcia
  • Opisy Produktów
  • Pliku typu PDF
  • Atrybuty
  • Kategorie
  • Filmy, pliki audio

I tak nasz bohater PIM zawiera wszystkie powyższe informacje od zewnętrznych dostawców i dystrybuuje je do wszystkich Twoich kanałów sprzedaży. Eureka! Teraz na tych danych możesz swobodnie pracować. Co więcej jeśli Twoja firma ma wyszczególnione działy, które zajmują się określonymi segmentami lub dostawcami możesz wydzielać dostępy do poszczególnych informacji dla pracowników. Dzięki walidacji możesz też określić które pola musza zostać wypełnione przez to uchronisz się od przesyłania w miejsca docelowe niekompletnych danych.

PIM A WIELOKANAŁOWOŚĆ

PIM to przede wszystkim genialne rozwiązanie dla omnichanel. Gwarantuje Ci spójność  treści w wielu kanałach sprzedażowych w ciągu kilku sekund. Nie musisz już zatrudniać pracowników do przenoszenia tych danych ręcznie. Tak więc takie same treści mogą pojawić się zarówno w Allegro, Twoim sklepie internetowym, Ebay-u oraz Amazonie. Jeśli teraz przeszło Ci przez myśl, że systemy ERP mogą Ci z powodzeniem zastąpić to rozwiązanie to jesteś w błędzie. PIM został zaprojektowany z myślą o wielokanałowości więc obsługa tego narzędzia będzie o wiele wygodniejsza dla Twoich pracowników.

PIM A WIELOJĘZYKOWOŚĆ

Myślałeś już o wejściu na rynki zagraniczne, ale przeraża Cię tłumaczenie setek, tysięcy, albo co gorsza setek tysięcy produktów nie tylko „na sklepie”. Twórcy PIM przewidzieli taką sytuację i dzięki zaawansowanemu systemowi translacji – Translation Memory, możesz również importować pliki z tłumaczeniami tj. XLS.

Podsumowując.

Ufff.. Co gorsza nie wyczerpaliśmy jeszcze całego tematu. Ogrom możliwości Product Information Management jest tak duży, że z pewnością poświęcimy na niego jeszcze kilka artykułów. Tak, żeby się fajnie pozycjonowało hehe.. J

Zanim jednak włączysz facebooka lub uciekniesz do swoich codziennych zajęć pomyśl przez chwilę. Czy Twoje opisy, pliki, zdjęcia, Instrukcje itp. są spójne we WSZYSTKICH kanałach sprzedaży Pomyśl, czy klient nie będzie bardziej przekonany do Twojego produktu jeśli otrzyma wyczerpujące informacje na jego temat w spójny, logiczny sposób? Jeśli ten artykuł Cię zainteresował i chcesz zgłębić temat napisz do nas. Pomożemy Ci wdrożyć to rozwiązanie w Twojej firmie.

CZY STAĆ CIĘ NA BRAK DRUGIEJ OPCJI

Gdy ludzie decydują się na rozpoczęcie handlu w Internecie w pierwszej kolejności myślą o z pozoru darmowych i szybkich rozwiązaniach, które przyniosą im bajeczny i tak długo oczekiwany sukces finansowy. Ej, każdy tego podświadomie chce. To w zupełności zrozumiałe. Przychodzi zatem moment wybrania sposobu dystrybucji i…

BAM! Padło na jeden z dużych portali sprzedażowych. Załóżmy, że jest to Allegro. Wszyscy je znamy, prawda? Mija rok, dwa, trzy i jest dobrze. Sprzedaż zaczyna się kręcić. Twoja marka właściwie nie istnieje ponieważ ludzi nie interesuje tutaj kim jesteś, ale ile kosztuje Twój produkt i jak go im dostarczasz. Jesteś w tym dobry więc sobie radzisz. Mija kolejny rok.

Ok. Twierdzisz, że Allegro w zupełności Ci wystarcza. Szkoda wydawać kilka tysięcy na coś czego możesz Ty i Twoi pracownicy kolokwialnie rzecz biorąc „nie ogarnąć”.

LUDZIE GADAJĄ, ŻE…

Ciężko jednak ukryć, że częste zmiany polityki Allegro mogą trochę zakręcić w głowie zwykłemu przedsiębiorcy. W rozmowie z Wami na różnych forach słyszę jak bardzo skarżycie się na błędy, przerwy w działaniu i problemy z Allegro. To zrozumiałe. Platformy wciąż się zmieniają bo osób handlujących jest coraz więcej. Czy jednak warto ryzykować wieloletnią pracę i uzależniać ją tylko od jednego źródła sprzedażowego? Oczywiście, że nie!

Jest pewne stare powiedzenie w biznesie, które mówi „ nie wkładaj wszystkich jajek do jednego koszyka”. Prościej mówiąc MIEJ ZAWSZE ALTERNATYWĘ.

Alternatywę, którą Ci dziś przedstawię znasz doskonale i nie jest to zbędny wydatek, który tylko zabierze Ci czas. On Ci ten czas podaruje.

TWÓJ DOM, KTÓRY POKOCHASZ NA LATA

Własny sklep internetowy. Twoja marka o którą możesz zadbać jak o dziecko. Możesz ją poprowadzić w dowolną stronę i wybrać jedną z tysięcy dróg, a nawet je łączyć ze sobą. Daje Ci dużo więcej możliwości, a tak naprawdę wcale nie stoi w sprzeczności z Allegro, Social Media czy chociażby Ceneo. Możesz je wszystkie połączyć w jednym miejscu. Twoim miejscu, w którym nikt nie dyktuje warunków. W którym dostajesz to co tak bardzo chciałeś osiągnąć. Wolność.

Jak zacząć ten nowy rozdział w życiu Twojej firmy? Nie to jest celem tego materiału. Dziś po raz kolejny zasiałem ziarenko zainteresowania i ciekawości w Twoim serduchu. O reszcie opowiem Ci w kolejnych wpisach lub może przy jakiejś dobrej kawie

Sklepy internetowe tak po ludzku. Historia zwykłego człowieka.

Jan trzymał w ręku kartkę papieru. To był długi dzień pełen zmartwień i walki jaką toczy już od pewnego czasu. Był późny wieczór i mimo, że domownicy już spali w jego małym pokoju na półpiętrze wciąż tliło się delikatne światło lampki ustawionej na jego biurku.

Miał 42 lata i większość  swojego życia poświęcił na prowadzenie małego osiedlowego sklepiku ze sprzętem elektronicznym. Nic wielkiego. Biznes dotychczas prowadziło mu się dobrze. Zyski nie były olbrzymie, ale do „pierwszego” i na rachunki wystarczało. Jego ojciec, po którym tak de facto biznes odziedziczył zawsze powtarzał mu żeby nie ryzykował, był pokorny bo tylko tak uda mu się przetrwać w tym zwariowanym świecie. Jego młodszy syn coraz częściej z ciekawości, po szkole zaglądał do jego sklepiku żeby się przyglądać pracy ojca, a  on czuł z tego powodu dumę. Wierzył, że tak jak on kiedyś tak i jego syn przejmie po nim stery tej maciupeńkiej łódki na morzu większych firm.

Jan otarł pot z czoła. Miał przed sobą bilans przychodów z zeszłego miesiąca. Proza życia. Wszystko wskazywało na to, że w ostatnich miesiącach firma jest znacząco pod kreską. 

– Jak się to mogło stać?  Co poszło nie tak? – Jan wstał z krzesła i popatrzył w nieprzeniknioną noc za oknem pokoju. Wiedział co się zbliża.

Około pół roku wcześniej w jego małej miejscowości otworzył się sieciowy sklep z elektroniką. Szybko zalał całe miasteczko stosowną reklamą, której i tak nie potrzebował. Logo tej firmy znał każdy. Klienci, nawet ci najwierniejsi, których znał po imieniu i każdego dnia pozdrawiał na ulicy wyprowadzając swojego sędziwego labradora na spacer,  zaczęli powoli wybierać sprzęt z innego sklepu. Czyżby przegapił szansę na rozwój swojej firmy? Co mu umknęło?

– Przepraszam Cię tato, zawiodłem Cię – Jan delikatnie odłożył raport na stół. Zgasił światło i udał się wolnym krokiem w kierunku wyjścia. – Czas znaleźć nowe zajęcie – to zdanie, niczym dzwon wstydu dźwięczało mu w głowie.

Tak upadają marzenia, których się nie podsyca.

Dla wytrwałych nagroda.

Skoro Twój wzrok dotarł aż tutaj wiedz, że ta historia odzwierciedla myślenie wielu współczesnych przedsiębiorców. Przedsiębiorców, którzy są sercem naszego kraju. Trzeba o tym mówić głośno.

Marzenie zaczyna się w naszych głowach, ale niepodsycane odpowiednim ogniem powoduje, że z czasem samo gaśnie lub nadchodzący wiatr je po prostu zmiata.

Tak naprawdę nieważne co oferujesz swojemu odbiorcy –ekologiczne jedzenie, treningi personalne on-line czy pralki i lodówki. Nieważne czy odzwierciedla to Twoje pasje, czy po prostu kierujesz się chęcią pozyskania znacznej ilości pieniędzy. Pragnienie jest jedno. Dotrzeć jeszcze dalej i osiągnąć sukces. W dzisiejszych czasach niestety nie jest to takie łatwe jak w czasach ojca pana Jana z opowieści. Liczna konkurencja nie śpi. Wciąż szuka nowych rozwiązań. Używa oręża w postaci nowych technologii aby docierać do coraz to nowych klientów. Porusza się w oceanie, kiedy inni pływają w małym akwarium w nadziei, że nigdy nie będą musieli równać się z większymi.

Myślicie pewnie, że Jan był naiwny, że tak dziś nie prowadzi się swojego biznesu?

Bądź szczery dla siebie.

Spójrz na swoją stronę jeśli ją masz. Dostosowuje się do urządzeń takich jak smartphony? Jest miła dla oka? Nie wykrzacza się? A może nie masz jej w cale w nadziei, że Twój klient znajdzie Cię w jednym z portali które zrzeszają wszystkie firmy?

A może sprzedajesz swój produkt w takim właśnie osiedlowym sklepiku i wierzysz w to, że nie ma sensu wychodzić dalej, tworzyć swój własny sklep internetowy aby dać szanse ludziom z różnych stron Polski i świata chociaż rozważyć Twoją ofertę.

Może właśnie Ty jesteś takim Janem…

Okłamałbym Cię jeśli napisałbym, że samo otworzenie sklepu lub strony to klucz do wszystkich Twoich problemów. Droga jest długa. Ale czy nie jest tak, że każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku…

Paweł Tkaczyk: „Nie możesz robić tego samego, co inni, bo nikt cię nie zapamięta”

Paweł Tkaczyk - promowanie lokalnej marki

Google zna go dobrze, ale tym wszystkim, którzy nie mieli jeszcze przyjemności zaznajomić się z Jego osobą i pracą należy wyjaśnić, że rozmawiam dziś z człowiekiem, który okrzyknięty został w biznesowych kręgach „Batmanem Marketingu” lub zwyczajnie najlepszym storytellerem w Polsce. Autor bestsellerowych książek „Zakamarki Marki” i „Grywalizacja” – Paweł Tkaczyk.

Marcin Jaworski: Pawle, Ty chyba jednak bardziej wolisz nazywać, to czym się zajmujesz „opowiadaniem historii”. Wytłumacz naszym czytelnikom, na czym to tak naprawdę polega.

Paweł Tkaczyk: Kiedy się przedstawiam, mówię o sobie, że „zarabiam na życie opowiadaniem historii”. Czasem piszę – wspominałeś o książkach, czasem mówię – jestem mówcą publicznym, staram się przekazywać wiedzę na konferencjach czy podczas spotkań firmowych, prowadzę też szkolenia i warsztaty… Natomiast najczęściej pomagam moim klientom w opowiadaniu ich historii. Moja firma – MIDEA – zajmuje się budowaniem silnych marek. Jest mnóstwo ludzi, którzy mają świetne produkty, czy genialne usługi, ale mają problem z wybiciem się na rynku, bo nie potrafią o nich opowiedzieć w sposób, który jest po pierwsze zrozumiały, po drugie buduje wartość tego produktu w głowie odbiorcy, po trzecie w końcu – skłania do podjęcia akcji, do zakupu. W tworzeniu takich historii pomagam moim klientom.

M.J.: No i przede wszystkim chyba ciężko znaleźć marketera, który na liczniku swojego samochodu ma więcej przejechanych kilometrów od Ciebie… Prowadzisz wiele szkoleń przed wielkimi publicznościami. Spotykasz na swoich szkoleniach również różnego kalibru przedsiębiorców. Jaką widzisz różnicę w postrzeganiu i rozumieniu marketingu pomiędzy małymi przedsiębiorcami z małych miast, a przedsiębiorcami z liczniejszych aglomeracji w Polsce?

P.T.: Nie stawiałbym tej linii podziału wzdłuż wielkości miejscowości. To kwestia świadomości biznesu: w małych miejscowościach są ludzie, którzy swój biznes prowadzą świadomie, tak samo jest w dużych miejscowościach. I tak samo zarówno w mniejszych jak i w dużych miastach można spotkać ludzi, którzy podchodzą do biznesu ad hoc, praktycznie bez planu. Dziś wiedza biznesowa nie jest skoncentrowana w wielkich aglomeracjach, jest rozsiana po internecie, dostęp do niej można mieć z każdego miejsca na świecie, to kwestia znalezienia czasu i poszukania. Blogi marketingowe, kursy online sprawiają, że w małej miejscowości można świetnie rozwijać biznes. Mam klientów z Kielc, Warszawy, Ełku czy Gdańska. Jeśli miałbym mówić o jakiejś różnicy, moim zdaniem w mniejszych miejscowościach łatwiej się wybić świadomemu biznesowi ze względu na mniejszą konkurencję. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że konferencje w większości są organizowane w dużych miastach, ale to też się zmienia. Na liście moich wyjazdów są Częstochowa, Kluczbork, Białystok… Zatem nie tylko Warszawa.

M.J.: No dobrze. Stało się. Wielki marzyciel otworzył swoją pierwszą małą firmę w zaciszu małego miasta. Nagle staje przed odwiecznymi pytaniami „I co dalej? Gdzie pokierować kroki by się pokazać?”. Zdaje się, że na tym etapie popełnianych jest najwięcej błędów. Co bazując na Twoim doświadczeniu podpowiedziałbyś takiej osobie, która dopiero co rozpoczyna tę długą i krętą przygodę ze swoim biznesem? Jakie kroki podjąć aby zacząć pomału trafiać do serc i dusz często nieobytych z marketingiem w swojej okolicy klientów.

P.T.: To, że klienci nie są obyci z marketingiem nie powinno mieć najmniejszego znaczenia. Dobry marketing to taki, który jest „przezroczysty” – dostrzegamy produkt czy usługę, ale nie czujemy, że jest nam wciskana na siłę. I nie ma jednej rady, której można udzielić. Każdy biznes jest inny. Jeśli produkujesz gałgankowe lalki dla dzieci, Twoimi odbiorcami są rodzice w całej Polsce, więc docierasz do nich za pomocą internetu. Ale jeśli otworzysz szkołę językową czy salon piękności, Twoi klienci są nie dalej niż 10 km od Ciebie, kierowanie komunikatu do całej Polski jest błędem, lepiej skupić się na budowaniu lokalnych relacji. Najprostsza lekcja? Idź tam, gdzie jest uwaga Twoich klientów. Dowiedz się o nich jak najwięcej: gdzie bywają, co czytają, co lubią i co już wiedzą. A następnie postaraj się wyrwać trochę tej uwagi dla siebie. Bo nowy biznes musi przede wszystkim zbudować świadomość tego, komu i w czym pomaga. Jeśli to wiesz, wszystko dalej będzie prostsze. Nie ma nic gorszego niż biznes, który jest „dla wszystkich i każdego”.

Paweł Tkaczyk storytelling

M.J.: W wielu przypadkach mali przedsiębiorcy prowadzący lokalny biznes swoje szanse na promocję upatrują w założeniu konta firmowego na Facebooku. Nierzadko jest to jedyny pomysł na kreacje swojej marki. Jakich błędów unikać podczas promocji tym kanałem komunikacji. Jakie dodatkowe kanały marketingowe poleciłbyś takim osobom, aby mogły skutecznie docierać do swojego klienta w małym mieście.

P.T.: Jeśli Twoi odbiorcy korzystają z Facebooka – powinieneś się tam znaleźć zgodnie z regułą cytowaną wyżej. Ale tylko wtedy. Zakładanie strony na Facebooku tylko dlatego, że tak wypada albo bo wszyscy inni mają jest marnowaniem czasu. Zatem: jeśli Twoi odbiorcy tam są, używaj. Zaletą Facebooka jest łatwość tworzenia komunikacji: nie wymaga to tyle czasu, ile zaprojektowanie witryny internetowej czy wysłanie newsletterów. Czego unikać kiedy już tam jesteś? Wbrew pozorom… pisania o sobie. W marketingu mówimy o dwóch rodzajach komunikacji. Marketing typu push to wciskanie konsumentom na siłę reklam, których z własnej woli by nie chcieli oglądać. Z kolei marketing pull polega na tworzeniu tak interesujących treści, by konsumenci z własnej woli przychodzili po więcej. Facebook jest jednocześnie medium typu push oraz pull. Tylko że za dotarcie z komunikatem, którego nikt nie chce oglądać trzeba Facebookowi płacić. Z drugiej strony tworzenie fascynujących treści wymaga trochę więcej czasu i pomyślunku, ale ludzie klikają w nie z własnej woli, zasięgi buduje się organicznie. Dobrze prowadzony fanpage korzysta z obu tych strategii – promuje rzeczy, które w twardy sposób sprzedają, jednocześnie tworząc treści, które ludzie z własnej woli chcą oglądać.

Pamiętaj też o tym, że Facebook nie jest alfą i omegą marketingu. W internecie można tworzyć ciekawe treści w newsletterach, na Instagramie czy w blogu. No i jest też wielki świat poza internetem, szczególnie w przypadku biznesów lokalnych. Tablica typu „potykacz” postawiona przed lokalem – z zabawnym, chwytliwym hasłem reklamowym – może Ci przyciągnąć więcej klientów niż wszystkie Facebooki świata. To kwestia zaprojektowania czegoś, co nazywamy customer journey, czyli „podróż klienta”. Gdzie bywa? Co widzi? Jak poprowadzić ścieżkę od tych miejsc do zakupu?

M.J.: W jednym ze swoich wywiadów wspomniałeś, że jeśli ktoś załóżmy jest świetnym programistą nigdy nie powinien otwierać firmy związanej z programowaniem, ponieważ będzie się zajmował wszystkim innym tylko nie programowaniem. To chyba wielka bolączka małych, lokalnych firm, w których szef jest jednocześnie specem od promocji, fotografem, księgowym i liderem sprzedaży.

P.T.: Sprostuję trochę: mówiłem o tym, że jeśli ktoś kocha programować i chce to robić, nie powinien zakładać firmy. Bo równie dobrze możesz być świetnym programistą, ale nie chcesz tego robić do końca życia, Twoim celem jest rozkręcenie biznesu. A jeśli będziesz rozkręcać biznes, zajmiesz się zatrudnianiem ludzi, wyliczaniem podatków, zdobywaniem klientów i… przestaniesz programować. Zatem jeśli chcesz programować, zatrudnij się u kogoś, kto będzie Ci za to płacił. Pomysł nie jest mój, pochodzi z książki Mit przedsiębiorczości i… doświadczyłem go na własnej skórze. Zaczynałem karierę jako projektant graficzny, stosunkowo wcześnie założyłem firmę, która się tym zajmowała, zatrudniłem ludzi i… przestałem projektować.

Zatem: to nie jest kwestia „bolączki”. Chodzi o to, żeby wiedzieć, co Cię czeka po założeniu firmy. Jeśli zajmujesz się pieczeniem ciast, prędzej czy później przestaniesz je piec, bo trzeba będzie zdobyć klientów, wystawić faktury, zatrudnić ludzi i zapłacić podatki. Jeśli tego właśnie chcesz – bo chodzi Ci o zarabianie pieniędzy a nie pieczenie ciast – nie widzę problemu.

M.J.: Skoro już jesteśmy przy pracodawcach… Employer Branding. Pojęcie mało znane lub w ogóle nieznane w małych, lokalnych biznesach. Czym jest i dlaczego nie stosujący ją pracodawca może obudzić się z „ręką w nocniku”☺

P.T.: Bo żyjemy na rynku, który coraz bardziej jest rynkiem pracownika – pracy jest więcej niż ludzi, którzy chcą ją podjąć. Kiedyś wystarczyło wrzucić ogłoszenie o pracę i potencjalni kandydaci składali podania. Dziś to kandydat do pracy może przebierać w ofertach a pracodawca ma go skusić. Można, oczywiście, kusić wielkością zarobków, ale dla wielu firm to mało atrakcyjna perspektywa. Plus, młodzi ludzie dziś nie zawsze chcą pracować za większe pieniądze – w badaniach deklarują, że poza pensją liczy się dla nich atmosfera w pracy, możliwość zmieniania świata wokół nich, wizerunek firmy w lokalnej społeczności… To wszystko sprawia, że pracodawcy muszą budować markę nie tylko dla potencjalnych klientów, ale także dla potencjalnych pracowników. I o to właśnie chodzi w employer brandingu – firmy, które mają dobrą markę zdobywają lepszych kandydatów, którzy są gotowi pracować za mniejsze pieniądze.

Paweł Tkaczyk

M.J.: W ostatnich tygodniach ukazała się już Twoja kolejna książka, która niewątpliwie znów okryła się mianem bestselleru. Jak dobrze pamiętam praktycznie cały, pierwszy nakład wyprzedał się jeszcze przed jej oficjalną premierą. Co mały przedsiębiorca prowadzący swój lokalny biznes, który dopiero uczy się szeroko pojętego marketingu może znaleźć i nauczyć się z „Narratologi”?P.T.: Nauczy się opowiadać o swojej firmie czy produkcie w sposób bardziej zajmujący i ciekawy. Nauczy się budować wartość produktu czy firmy za pomocą opowieści. Bo dziś żyjemy w świecie, w którym bezpośrednia użyteczność produktów czy usług przestała się liczyć. Zobacz, jak kupujesz mleko – na półce stoi ich kilkanaście, każde jest właściwie tym samym produktem. Ale są ludzie, którzy kupują eko-mleko albo „jajka od szczęśliwych kur”. Powód, dla którego kupują nie leży już w samym produkcie – kupują takie a nie inne jajka, bo kury były szczęśliwe. Kupują eko-mleko, bo krowa była hodowana w ekologicznych warunkach. To wszystko opowieści. W każdej branży, w której konkurencja robi się bardzo intensywna, ciężar przekonania o jakości produktu zaczyna wychodzić poza sam produkt. Jogurt jest taki sam jak inne, ale jego opakowanie jest biodegradowalne albo idealnie mieści się w drzwiach lodówki. Jeśli producent nadal trzymałby się tylko opowieści o jogurcie, przegrałby na rynku. Ale „Narratologia” nie jest tylko o reklamie. Od zawsze sprzedawaliśmy idee za pomocą opowieści. Zatem jeśli chcesz przekonać szefa, żeby poparł Twój projekt, jeśli chcesz przekonać członków rodziny do Twojego pomysłu na spędzenie wakacji – techniki zawarte w „Narratologii” Ci w tym pomogą.

M.J.: Wygląda na to, że ten wywiad być może poruszy kilka serc do większego poszerzania wiedzy na temat promowania swojej marki. Na koniec chcielibyśmy Cię poprosić o  jedną złotą myśl, złoty strzał wiedzy, którą ciężko znaleźć na pierwszych stronach wyszukiwarki Google, w jaki sposób skutecznie budować wizerunek firmy w małej 18 tysięcznej miejscowości jaką jest Łańcut z którego wywodzi się nasza siedziba. Jaką rade dałbyś nam oraz mieszkańcom tego miasta.

P.T.: Nie ma jednej złotej myśli. Jeśli by była, jej autor byłby najbogatszym człowiekiem świata. „Wyróżnij się lub zgiń” – filozofia budowania marki zakłada, że nie możesz robić tego samego, co inni, bo nikt Cię nie zapamięta. To kwestia uczenia się, poznawania reguł a potem… odkrycia własnej drogi.

M.J.:Dziękuje Pawle za to, że znalazłeś dla mnie czas 🙂

P.T.: Dziękuje Ci za całą rozmowę. Wierzę, że ta rozmowa zaowocuje wieloma fajnymi opowieściami promującymi nasze małe firmy.

Niesiemy dla Was bombę!

Kolory w social media

Nasze blogi… inspirowane niczym innym jak spotkaniami z Wam i Waszymi wątpliwościami. To na bazie tych rozmów tworzą się w naszej głowie setki tematów, które wyjaśnić chcemy szerszemu gronu odbiorców. Czyli Tobie drogi czytelniku.Dziś damy Ci do ręki broń. Broń od której każdego dnia giniesz trafiany tysiącami kul. Nie krwawiąc, nie czując bólu żyjesz w tej błogiej nieświadomości wolnego wyboru. Pozwalają Ci tak myśleć. Pozwalają Ci wierzyć, że to co robisz, kupujesz to Twoja indywidualna decyzja. 
Dajemy Ci broń byś również potrafił strzelać. Abyś trochę inaczej spojrzał na siebie i na swój biznes. Dajemy Ci broń abyś wywołał wojnę. Ta broń to…

Więc chodź pomaluj mój świat…
…kolory. Serio? Spodziewałeś się granatnika? Nic z tych rzeczy. W końcu żyjemy w XXI w. i wojna toczy się zupełnie gdzie indziej (póki co…-dop. Admin). Dziś walczymy głównie o klienta. Możesz stać się zwierzyną lub łowczym – decyzja należy zawsze do Ciebie. To czym na co dzień jesteśmy bombardowani to informacja podprogowa. Co to takiego? Ano to nic innego jak czysta psychologia. Sztuka wpływania na umysł klienta w taki sposób, aby nie zdawał sobie on nawet z tego sprawy. Najprościej rzecz ujmując nasz mózg nie rejestruje ŚWIADOMIE informacji, które do nas docierają. Ale jednak skubane docierają…i wywołują określone reakcje, najczęściej zakupowe.
Naszym zdaniem najłagodniejszą formą takiej informacji podprogowej jest niewątpliwie dobór kolorów dla produktu lub reklamy. Byliście kiedyś może w takiej sieci restauracji fast foodów z wielką literą M w logo? Dobór kolorów ścian, fartuchów pracowników lub też świateł, czy produktów wcale nie jest przypadkowy. Mają one silny wpływ zarówno na nasze samopoczucie jak i kubki smakowe, które wołają o tego Pikantnego… z frytkami… mniam! Dane mówią jasno, że dla 65% klientów, kolor jest najważniejszym czynnikiem, podczas wyboru produktu do codziennego użytku. Jesteśmy jednak prawie pewni, że nie wszyscy zdajecie sobie z tego sprawę.
„Cóż skoro kolor jest taki ważny i może wpłynąć na moich klientów, to czemu go odpowiednio nie dobrać i nie umieścić na moim logu i stronie.” Brawo czytelniku. Sam doszedłeś do tej prostej prawdy! Nie jesteśmy Ci już potrzebni! No dobra, może jednak jeszcze chwilę Ci zajmiemy czas 🙂
Aby zbyt nie rozwodzić się nad tematem podamy Ci kilka podstawowych kolorów wraz z odczuciami jakie wywołują w Twoim umyśle.

KOLOR CZERWONY.
Najbardziej intensywny emocjonalnie. Jak usta Monicci Bellucci i tak samo jak one zmuszają do szybkiej reakcji, dynamicznych decyzji. Wzmacniają uczucie erotyzmu (tak samo jak Monica), przychodzi na myśl krew, daje poczucie siły i determinacji.
Gdzie używać: Jeśli na swojej stronie internetowej masz przyciski typu „zamów”, „kup teraz”, „okazja” to w takiej kolorystyce powinieneś je ująć. Jeśli Twoja branża jest ciasno powiązana np. ze sportami ekstremalnymi, samochodami sportowymi, powinieneś rozważyć dodanie koloru czerwonego do swoich reklam lub nawet logo. Zaufaj mi. Przyniesie Ci to zamierzony efekt w trakcie długofalowej promocji.

KOLOR ŻÓŁTY.
Nasycony pozytywnymi wibracjami oraz naturalnie słońcem. Jeśli chcesz wprowadzić swojego klienta w ciepły, przyjemny nastrój koniecznie dodaj ten kolor do swojej promocji!
Gdzie używać: Przy promocji produktów dziecięcych. W końcu mamy to najbardziej emocjonalne istoty na świecie. Trochę to brutalne jednak rozmawiamy o broni ciężkiego kalibru. Dodatkowo kolor żółty idealnie dopasuje się do branży, której głównym produktem sprzedażowym jest mile spędzony czas (Czytelniku! Bez podtekstów!).

KOLOR POMARAŃCZOWY.
Kolor ludzi młodych. Wzbudzający w nas fascynację oraz determinację. Odpowiednio dobrany potrafi zarówno wywołać obrzydzenie jak również podsycić kubki smakowe. Wszystko zależy od odpowiedniej tonacji odcieni…
Gdzie używać: Jeśli Twoja branża jest mocno związana z gastronomią lub też z produktami dedykowanymi dla ludzi młodych powinieneś przemyśleć zamieszczenie koloru pomarańczowego na materiałach promocyjnych. Zwłaszcza jeśli chcesz być postrzegany jako nowa, prężna siła na rynku.

KOLOR NIEBIESKI.
Ma trudne zadanie wzbudzić w potencjalnym kliencie uczucie czystości, profesjonalizmu oraz zaufania. Każe mu myśleć, że jesteśmy mądrzejsi i bardziej zdyscyplinowani.
Gdzie używać: Nie odkryjemy chyba Ameryki jeśli napiszemy, że dobrze używać go w branżach związanych z wodą oraz niebem, prawda? Warto go użyć również w przypadku promocji bezpiecznych i bezawaryjnych samochodów oraz linii lotniczych.

KOLOR ZIELONY.
Podkreśla naturalne pochodzenie produktu. Wywołuje odczucie bezpieczeństwa i stabilności. Z doświadczenia wiemy również, że wpływa kojąco i uspokajająco dla potencjalnego klienta. W zależności od odcieni może również przychodzić na myśl choroba, zazdrość lub zgnilizna.
Gdzie używać: Zdecydowanie w branżach ekologicznych. Bardzo pomocny może być w trakcie promocji zdrowej żywności oraz wszelkiego rodzaju medykamentów ziołowych (kojarzony jest z dobrym zdrowiem).

Z social media jest jak z flirtowaniem z kobietą – bądź zimny, gorący, ale nigdy nie letni.

Social Media kobieta

Załóżmy taką sytuację. Jesteś właścicielem małej, lokalnej firmy zajmującej się odrestaurowywaniem starych mebli i właśnie zajrzał do Twojego biura klient. Spersonalizujmy tę postać nadając jej imię Jerzy, albo nie…Marek (a co! – dop. Admin). Pan Marek korzystając z wyszukiwarki odnalazł Twoją stronę internetową z ofertą Twoich usług oraz adresem pod który może się zgłosić. Otrzymujesz zlecenie. Ty szczęściarzu, gratulacje! Wykonujesz swoją pracę sumiennie i z pełnym zaangażowaniem. Klient jest zachwycony i poleca Cię swoim najbliższym znajomym. Drzewko się rozrasta i Twój biznes staje się rozpoznawalny w promieniu kilku kilometrów. Poczta pantoflowa – kochamy. To do dziś naszym zdaniem najlepszy sposób docierania do konsumentów. Teraz wyobraź sobie, że klient podzielił się swoją opinią na Facebooku lub oznaczył Cię na zdjęciu z Instagrama. Teraz pozytywna laurka dociera do znajomych, z którymi Pan Marek nie ma na co dzień kontaktu. No właśnie, ale musi mieć co i kogo oznaczyć… Bum! Witamy w biznesowym świecie social media!

„Za darmo to czemu nie?”
Cieszy serce nasze fakt, że pierwszą myślą, zaraz po otworzeniu strony internetowej dla niedawno oświeconego przedsiębiorcy lub młodego wilka biznesu jest założenie profilu na jednym z większych portali społecznościowych. Najważniejsze to się wyróżn… ale co to. „Inni z mojej branży też już mają Facebooka i ma tam już tysiąc lajków!”. To jest moment w życiu wielu z nas, który przesiewa mężczyzn od chłopców. Jedni porzucają marzenia o byciu krezusami „internetów”, drudzy sięgają po nic nie wnoszących w życie Twojego profilu kupionych użytkowników z allegro, jeszcze inni korzystają z usług agencji, ale Ci najtwardsi zakasują rękawy i biorą się do roboty.
Musisz zdawać sobie sprawę, że czeka Cię długa i frustrująca droga na końcu której może, ale nie musi czekać na Ciebie sukces. Jeśli sam zamierzasz prowadzić swój profil licz się, na samym starcie z kilku dniowymi, a nawet kilkumiesięcznymi przestojami w napływie nowych fanów. Darmowy z pozoru Facebook (to najpopularniejszy portal więc go odrobinę wyświechtam) nagle okazuje się małą skarbonką, do której co i raz trzeba wrzucić większy lub mniejszy pieniążek. Jeśli na początku spokojnie obejdziesz się bez sponsorowania postów samą siłą rozpędu i ludzkiej ciekawości, to z czasem będzie to wymóg nie do obejścia. Zwłaszcza, że sam założyciel tego portalu Mark Zuckerberg coraz mocniej naciska na profile biznesowe o właśnie takie praktyki ograniczając organiczne wyświetlenia. Chcesz zarobić pieniądze? Najpierw zainwestuj. Stare i sprawdzone. Na myśl przychodzi nam zakurzona już Nasza Klasa. To wprowadzenie płatnych rozwiązań typu „eurogąbki” stało się kluczowym powodem odejścia polskich fanów z tego portalu i przejścia właśnie do zyskującego coraz większą popularność Facebooka. Życia krąg zatoczył krąg? Podobnie będzie z portalem Pana Zuckerberg’a na rzecz coraz mocniej rozpychającego się w naszym kraju Twettera? Zobaczymy. No dobra. Do rzeczy.

Wiertarka udarowa, tylko u nas za 340 zł
Facebook uczy pokory. Zwłaszcza jeśli Twoje wszystkie posty brzmią jak ten nagłówek powyżej. Jeśli targetujesz na lokalną społeczność to jest szansa, że treści typu „Mamy miksery od 300 zł”, w każdym wpisie mogą się udać. Jeśli jednak Twoja konkurencja jest większa musisz dodać do tego tzw. Story telling, czyli zwykłą opowieść lub idee, która wryje się w podświadomość odbiorcy jak…wiertarka 😉 To właśnie dodanie tego elementu pozwoli utożsamiać się Twoim klientom z produktami, które oferujesz. Mówisz Volvo, myślisz bezpieczeństwo, powiesz Toyota myślisz niezawodność, mówisz Agencja Interaktywna Creativium myślisz skuteczność. W tym miejscu odsyłamy Was do publikacji i konferencji Pawel Tkaczyk. Bo warto.

Naucz się rozmawiać od nowa.
Social media wymagają kreatywności i tworzenia faktycznie ciekawych dla ludzi treści. Naprawdę sądzisz, że ktoś kto nie zna Cię osobiście polubi lub nawet udostępni Twój post na swojej tablicy jeśli nie będzie dla niego wystarczająco intrygujący, emocjonalny, modny lub merytorycznie ciekawy? Brutalnie ujmując sprawę – chyba żartujesz. Jeśli jesteś ekspertem podziel się swoją wiedzą tworząc poradniki wideo lub po prostu bloga takiego jak ten. Jeśli targetujesz swoich klientów wśród młodzieży stwórz ciekawe memy lub info grafiki.
To jest trochę jak z flirtowaniem z nowo poznaną kobietą – bądź zimny, gorący, szokujący, ale nigdy letni i mdły. Przy tym musisz mieć wiele cierpliwości i konsekwencji w swoich poczynaniach. Dawaj od siebie jak najwięcej. Podglądaj konkurencje i rób to lepiej! Nigdy nie kopiuj 1:1. Bądź szczery! Wierz w siebie. W końcu się uda!

Wszystko dzieje się w social media…

Social Media

Budzisz się rano. Jest piękna, słoneczna pogoda. Taki dzień w którym myślisz „ Wow. Dzisiaj wszystko musi się udać”. Jednak okno to nie pierwsza rzecz do której zaglądasz zaraz po przebudzeniu. Oj nie. Twoja ręka sięga po telefon, a palec kieruje w stronę app-ki w kształcie litery F lub małego, śmiesznego aparaciku z napisem Instagram. Brzmi trochę abstrakcyjnie jednak jakkolwiek byś się nie wypierał ostatecznie przyznasz mi rację. Żyjemy w czasach, kiedy strach przed „nie byciem na bieżąco” i „umknięciem czegoś ważnego” jest większy niż przed czymkolwiek innym. Czy to źle? Zależy.


Me gusta, drogi milordzie.
Osoby starsze… no dobrze odrobinę bardziej doświadczone powiedzą, że tak. Można śmiało powiedzieć, że są wręcz oburzone faktem, że aż tyle można spędzać czasu przed monitorem swojego smartphona, czy tabletu. Dzielenie się każdą chwilą z innymi na Snapchacie, spamowanie Facebooka wakacyjnymi selfie z łapki, czy szalone hasztagowanie Instagrama to standard każdego dnia dla wielu osób z całego świata. Cóż…trzeba sobie jasno powiedzieć, że to znak dzisiejszych czasów, z którym nie dość, że nie wygramy, to jeszcze będziemy musieli go zaakceptować.
Młodsze pokolenie odnajduje się w wyżej wymienionych realiach wręcz wybornie. Kosztem spotkań face to face na przysłowiowym trzepaku, czy ławeczce w parku kreuje się u nich silny pociąg do kreatywności. W końcu każde zdjęcie musi być SWAG i YOLO. Nie wiesz o czym mówię? To niezawodny znak, że należysz do pierwszej, opisanej przeze mnie grupy na Facebooku.
Pomiędzy sceptykami oraz wielkimi fanami social media istnieje jeszcze cała gama indywidualnych opinii na ten temat. Najczęściej są to cisi obserwatorzy, którzy niby konto mają, ale wchodzą na niego sporadycznie, zazwyczaj dlatego, bo usłyszeli, że „ktoś gdzieś na tego fejsbuka zdjęcia z wakacji wrzucił.”
My natomiast dalecy jesteśmy od szufladkowania kogokolwiek. Sami oceńcie gdzie jest Wasze miejsce w tym zawiłym i trudnym wirtualnym światku.


We love Polan… social.
My Polacy kochamy social. I nie mam tutaj na myśli słynne 500+ (stop politycznym komentarzom). W marcu ubiegłego roku jak podaje portal paidsocial.pl miesięcznie do Facebooka logowało się aż 14 mln unikalnych użytkowników, a aż ponad 10 mln robiła to każdego dnia! Instagram oraz Twitter pozostają w tym względzie wciąż bardzo niszowe mimo iż takimi wynikami jak oni chciałby pochwalić się nie jeden duży portal internetowy. Oba media społecznościwe odwiedzało codziennie odpowiednio 2,3 mln i 1 mln naszych rodaków. O czym to świadczy? Tak naprawdę o niczym nowym. Lubimy się chwalić i podglądać innych  Taka ludzka natura.


Hajs z Youtuba musi się zgadzać.
No, a jakże. Tam gdzie są ludzie tam i pojawia się okazja zarobku dla sprzedawcy. Jeden ze znanych wyjadaczy branży sprzedażowej w swojej autobiografii opowiadał jak to na początku kariery, gdy Internet był jeszcze „w pieluchach” podczas widowiska sportowego, kiedy kibice wyrzucali ręce w powietrze w geście radości i zwycięstwa on rozrzucał w to samo niebo swoje wizytówki. Kreatywnie? Jak najbardziej. Dziś jednak takie chwyty są reliktami zamierzchłej przeszłość. W dzisiejszych czasach na polu social media toczy się prawdziwa batalia o względy klienta. Wielkie korporacje zatrudniają sztaby ludzi z olbrzymim budżetem aby nieustannie planowały i pilnowały Facebook-owego i Instagram-owego inwentarza. Weźmy np. takiego Youtuba. Poza małymi, ślicznymi kotkami i całą gamą lepszej i gorszej muzyki jest to płodny sposób komunikacji z potencjalnymi klientami. Tutaj dobrzy twórcy filmików narzekać po prostu nie mogą. No pod warunkiem, że nie masz akurat teraz 300 tyś subskrybentów. Wtedy jeszcze musisz chwilkę „poświrować” przed tą kamerką. Duże korporacje, wszelkiej maści banki i firmy produkujące odzież wykładają krocie aby ich produkt znalazł się chociaż na ułamek sekundy w kadrze topowych youtuberów w Polsce i na świecie. Takie tam malutkie lokowanie produktu. A przysłowiowy „hajs z Youtuba”? Zgadza się u najlepszych i największych. Są to wypłaty rzędu od 2 – 10 tyś za odcinek jednak czynników w tym przypadku jest zbyt wiele, żeby uogólniać te stawki.
Jak sytuacja ma się z Facebookiem, czy Instagramem? Temu poświęcę osobny artykuł.
Chciałbym jednak, abyście wynieśli z mojego wywodu jedną prawdę. Klienci w dzisiejszych czasach potrzebują zobaczyć Twoją firmę od zaplecza, poczuć emocje, zobaczyć jej ludzką twarz. Nie ma na to lepszego miejsca niż Social Media. Chyba, że konkurencyjność na lokalnym lub ogólnopolskim rynku w ogóle Cię nie interesuje.


Fatal error: Uncaught Error: Call to undefined function twentyseventeen_get_svg() in /home/platne/serwer16252/public_html/creativium/wp-content/themes/creativium/archive.php:45 Stack trace: #0 /home/platne/serwer16252/public_html/creativium/wp-includes/template-loader.php(106): include() #1 /home/platne/serwer16252/public_html/creativium/wp-blog-header.php(19): require_once('/home/platne/se...') #2 /home/platne/serwer16252/public_html/creativium/index.php(17): require('/home/platne/se...') #3 {main} thrown in /home/platne/serwer16252/public_html/creativium/wp-content/themes/creativium/archive.php on line 45